Po trochu o wszystkim, ponieważ nie bardzo mam czas na pisanie systematyczne.
Więc się nazbierało.
No ale ze wzgledu na to, że są pewne osoby, które zamiast wziąć telefon i zapytać, co u nas, wolą sobie poczytać tu (i pogrzebać w przeszłości gdzieś indziej jak się domyślam) to niech będzie, napiszę.
Swoją drogą, kiedyś byłam spokojna o anonimowość - dobrze, że teraz nie mam potrzeby "filtrować" informacji - w porównaniu z tym, co działo się kiedyś - życie w wersji light nudne jak flaki z olejem ;-)
Miała być wiosna, a mamy zimę w pełni.
Zielono tylko na oknie.
Uwielbiam te wiosenne cebule: krokusy, hiacynty, narcyze. Wymieniam regularnie, bo poprawiają mi nastrój.
A tak poza tym? Niby nie ma czasu, doba za krótka, a nic konkretnego się nie dzieje - zwykła codzienność. Dla odmiany, "odpoczywam" w pracy, bo w domu to jest ciężka harówka, którą moja córka nazywa zabawą. Kiedy ona dojrzeje do tego, że można zająć się sama sobą, i mi przy okazji odpuści trochę? Wiem, wiem, zatęksnię wtedy za czasami, kiedy była moją przytulanką. Ale na razie... miewam dosyć.
Układanie puzli to jeszcze nawet sprawia mi przyjemność - po prostu to lubię, więc jak kupujemy to nie za łatwe. Ale jak zaczyna wyciągać swoje Barbie (nie do policzenia) i Monsterki, tudzież kucyki Pony.... przy życiu trzyma mnie świadomość, że to się kiedyś skończy... i będą gorsze problemy :-)
No więc po dniu kończącym się zabawą, mam w końcu czas dla siebie - jakaś 22.00.
No właśnie.... powoli wracam do siebie. Ja nie wiem czy się uda to na tyle, żeby wrócić do stanu "sprzed" - zbyt wiele się zmieniło, ale się staram. Coraz bardziej. Wyrzucam te wszystkie "nie chce mi się" (posmarować dokładnie całe ciało balsamem, dokładniej wydepilować nogi, pomalować paznokcie, użyć samoopalacza, użyć kremu do twarzy kilka razy dziennie, umówić się w końcu do kosmetyczki z częstotliwością tygodniową a nie raz na 3 miesiące itd.). Powiedziałam sobie, że nie ma zmiłuj - wracamy do żywych ;-) Zawsze wiedziałam, że jak odpuszczę to mi się odbije to czkawką, odpuściłam i mam!
Rower też dodaje energii, szkoda, że to noc prawie, i potem nie mogę spać do 2. W związku z tym przychodzą mi do głowy rózne głupoty, ale to standard jakby ;-)
Plany na weekend? Generalnie sprzątanie. Dwa lokale do ogarnięcia, nie wiem jak to zrobię? Chyba raczej niewykonalne... z L. na głowie (mamo, pobawmy się). A jeszcze bym chciała F1 obejrzeć, skoki w Planicy, raport z rajdów na szczęście nadają po północy, więc luzik.
Pracę w tę sobotę odpuściłam - te cztery poprzednie pracujące, z jednym dniem odpoczynku w tygodniu dały o sobie znać niestety. Dobrze, że to już finisz w zasadzie, choć jeżeli wziąć pod uwagę, że w kwietniu muszę pozałatwiać parę spraw (lekarze, badania) związanych z operacją, to się zaraz okaże że robota mnie zawala i muszę podganiać w weekendy. Wolałabym raczej nie, z drugiej strony perspektywa zwolnienia na przełomie maja i czerwca wróży kolejne zaległości.
Mam mały przyjemny plan w związku z rekonwalescencją, ale na razie ciiiiiiiiiii.....
O wakacjach trzebaby zacząć myśleć, kiedy, co i jak, z kim? Ciekawe jakie plany ma "Londyn", czy przyjeżdżają? Jeśli tak to pewnie wylądujemy we Władku, jak rok temu. Ale chciałabym też uciec w jakieś spokojniejsze miejsce.... :-) Mam słabość do pustych plaż... (zejdź na ziemię kobieto!)
No dobrze, starczy na dzisiaj,
I tak nikt nie czyta, bo wszyscy szykują się do świąt,
Pewnie, się powtarzam, ale porównując ruch na blogach te kilka lat temu i dziś, te dyskusje, kłótnie, komentarze - przepaść! A szkoda...
Dziś ewidentna niemoc. Ciekawe czy tylko ja tak mam?